piątek, 25 lipca 2014

Prerafaelici – czyli rudowłose piękności i cnotliwe dziewice.


   Malarstwo, to sztuka tak różnorodna, że potrafi zainteresować ludzi o skrajnie różnym wyczuciu smaku. Każdy może znaleźć coś, co poruszy jego wrażliwość. Niezależnie od tego, na jakim poziomie owa wrażliwość się znajduje. Za to właśnie kocham malarstwo. Jest jak wielki, bezdenny dzban, z którego można wybrać to, co jest najpiękniejsze, tylko i wyłącznie według własnej oceny. Ja również mam swoich ukochanych "pędzlarzy" i ulubione płótna, które nieodmiennie wzbudzają we mnie zachwyt. Wśród "moich" malarzy poczesne miejsce zajmują Prerafaelici. Jak tylko zobaczyłam pierwszy raz ich dzieła, to od razu wiedziałam, że są to pokrewne dusze. Romantyczna tematyka obrazów, idea "sacrum" za nimi idąca, wreszcie samo ich piękno.
Prerafaelici - stowarzyszenie malarskie założone w 1848 roku w Anglii przez D.G. Rosettie'ego, W.M. Rosetti'ego, J.E. Millais'a, oraz W. Hunt'a. Bractwo w typowy wówczas, romantyczny sposób przeciwstawiało się dominującemu ówcześnie malarstwu akademickiemu. W swojej sztuce inspirowali się wczesnym malarstwem renesansowym (stąd nazwa), a także twórczością William'a Blake'a. Sięgali po mitologię Albionu, tradycję chrześcijańską oraz przekształcony na własne potrzeby ideał antyczny. Głównym, mającym swe bezpośrednie źródło w romantyzmie założeniem, było odejście od ugrzecznionej akademickiej formy. Uczucia, emocje i ekspresja stały się cechą priorytetową.

    Co mnie urzekło w tej grupie artystów? Na pewno poszerzona o rzadko podejmowane wcześniej koncepcje tematyczne. Prerafaelici odwoływali się do średniowiecza, w szczególności do legend arturiańskich, czerpali ze sztuk Szekspira oraz współczesnych im poetów. (Johna Keats'a, Tennyson'a), innymi słowy przenosili w świat romantycznych legend, szlachetnych uczuć i czynów. Ich obrazy cechował mistycyzm, czasem sentymentalizm, bardzo często symbolizm. Zachwyciła mnie również technika, jaką się posługiwali. Malowali niezwykle szczegółowo. Ubrania, twarze, przedmioty były zawsze perfekcyjnie dopracowane, przy czym każdy z malarzy miał swój indywidualny styl, po którym bez trudu można było go rozpoznać. Ich twórczość cechował też patos, za który byli niejednokrotnie krytykowani. Mnie jednak to przesadne uduchowienie na obrazach Millais'a, czy Rosetti'ego niezmiernie się podoba.

   Prerafaelici w założeniach swojej sztuki zawarli punkt odnoszący się do odnowy moralnej społeczeństwa. Malowali pierwszych chrześcijan, święte, cnotliwe kobiety i szlachetnych mężczyzn nie poddających się pokusie. Jednak o ile założenie samo z siebie jest godne pochwały, o tyle sami malarze wcale się do niego nie stosowali. Wręcz przeciwnie, jak na artystów "przystało" prowadzili nader bujne życie prywatne. Na koncie bractwa są liczne romanse z modelkami, odbijanie żon kolegom - malarzom, zawieranie niezgodnych z prawem małżeństw, eksperymenty z narkotykami, a nawet próby samobójcze. W związku z powyższym, nie dziwi mnie fakt, że brytyjska stacja postanowiła zrealizować serial, na podstawie życia owej grupy artystycznej. Tematów na ekscytujący scenariusz raczej nie zabraknie!

   Poniżej zaprezentuję kilka sztandarowych dzieł poszczególnych malarzy:

D.G. Rosetti, "Lady Lilith".






   Rosetti był głównym założycielem Bractwa. Kochał kobiety i kochał je malować. Do kanonu dzieł sztuki przeszły jego wielkie płótna przedstawiające najczęściej rudowłose piękności. Pełne, powabne, zmysłowe, o czerwonych ustach i alabastrowej cerze. Sposób malowania kobiet odbija fascynację Rosetti'ego cielesnością kobiety, jej powabnością oraz uwodzicielskim urokiem, którym zwycięża mężczyzn. Nie inaczej jest w przypadku "Lady Lilith". Lilith, legendarna pierwsza żona Adama jest właśnie uosobieniem pożądania, zwycięstwa ciała nad duchem.
   Na obrazie mamy przedstawioną niewiastę przecudnej urody. Ubrana w jasną szatę, siedzi i czesze lśniące, rude (a jakże!) włosy, spoglądając w lustro. Odchyla przy tym łabędzią szyję i mruży zmysłowo oczy.
   Za kobietą znajduje się krzew, pełen kwiatów. Rosetti obok kobiet, uwielbiał malować kwiaty. Szczegółowość, staranność z jaką namalowano róże za Lilith zdradzają tę jego pasję. Kwiaty wyglądają tutaj jakby były prawdziwe, wydawać by się mogło, że wystarczy zbliżyć nos, by poczuć ich ciężki, słodki zapach.

John Everett Millais, "Ofelia".






   

   Millais to zdecydowanie mój ulubiony prerafaelita. W odróżnieniu od Rosetti'ego, który malował z wielkim, niemal barokowym przepychem, Millais posługiwał się skromniejszym, acz bardzo wyrafinowanym stylem. Któż nie zna "Ofelii", flagowego dzieła tego malarza? Obraz ten jest w większości podręczników do nauki języka polskiego. Przedstawia on nieszczęsną bohaterkę "Hamleta", dramatu Williama Szekspira.
   Narzeczona Hamleta, po śmierci swego ojca popadła w szaleństwo i utopiła się w rzece. Godzinami można podziwiać ogrom pracy, jaką malarz włożył w tak wierne odtworzenie przyrzecznej roślinności i wody, pochłaniającej ciężką suknię topielicy. Światłocień padający z lewej strony jest bardzo naturalny, oświetlający delikatnie twarz dziewczyny. Cała scena jest bardzo spokojna, statyczna, nie ma w niej potworności i bólu, jaki wiąże się z utonięciem

William Holman Hunt, "Lady z Shalott".

   


    "Lady z Shalott" została zainspirowana poematem Tennyson'a pod tym samy tytułem. Opowiada on historię damy, którą klątwa zmusza do nieprzerwanego tkania sieci. Nie mogąc patrzeć bezpośrednio na świat, używa do tego lustra. Pewnego dnia widzi w nim Lancelota. Pod wpływem miłości do rycerza porzuca tkaną sieć i wyrusza łodzią do Camelotu. Nałożona na nią klątwa nie pozwala jej jednak dotrzeć do ukochanego. Lady z Shalott umiera w drodze.
   Poemat ten powstał na podstawie jednej z legend arturiańskich. Jednak z obrazu wynikałoby bardziej, że jest to opowieść wyciągnięta z Baśni tysiąca i jednej nocy. Typ urody Lady z Shalott, jej strój, jako żywo przypominający ubrania wschodnich odalisek, skomplikowany, bogaty wystrój pomieszczenia, w którym tka, to wszystko przypomina wschodnie krainy, w których ówcześni romantycy byli rozkochani. Jest to dojrzałe dzieło Hunta, jakby ukoronowanie jego twórczości. Jako ciekawostkę można zaznaczyć, że sam Tennyson nie był do końca zadowolony z pracy malarza. Zarzucił mu zbytnią swobodę w interpretacji postaci legendarnej tkaczki. Ja zresztą powrócę do tematu Pani z Shalott, ponieważ był on wyjątkowo inspirujący dla szerokiego grona artystów.

   Do Bractwa w późniejszym okresie dołączyło kilku innych znamienitych malarzy, m.in. W. Morris, A.C. Burne - Jones, L. Alma - Tadema. Obok samych członków stowarzyszenia, istniało też wielu artystów zaprzyjaźnionych i tworzących pod jego wpływem np. J. W. Watrehouse, czy F.M. Brown.

1 komentarz:

Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

       "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku.    Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Od...