piątek, 17 maja 2013

"Gdybyś to panno Austen widziała…"



   Odkąd pamiętam, zawsze książki, które raczyły wyjść spod pióra Jane Austen niepomiernie mnie nudziły. Sięgnęłam po pozycję tej pisarki pierwszy raz w liceum. Była to „Rozważna i romantyczna”. Jako że w wieku lat szesnastu człowiek marzy o burzliwych i dramatycznych historiach miłosnych, które chwytają tak za serce, że nie chcą puścić przez dobrych kilka miesięcy ( przykładowo: Wichrowe Wzgórza ) nic dziwnego, że proza Austen skutecznie mnie usypiała. Oficjalny język, drętwe (w moim ówczesnym mniemaniu : ) ) dialogi i nudna ciągnąca się nieskończenie fabuła sprawiły, że dygnęłam uprzejmie przed pisarką i jej grzecznie podziękowałam. Oczywiście, teraz jest inaczej. Dygnęłam znów przed panną Jane i ze skruszoną miną przysiadłam obok na krzesełku, żeby posłuchać snutych przez nią historii. Ten post nie będzie jednak dotyczył książek. Dlatego przeskakujemy do kolejnego akapitu.

   W tych burzliwych, nastoletnich czasach proza Austen mnie nie urzekła, zachwyciły mnie natomiast filmy robione na podstawie jej powieści. Bardzo dziwna rzecz.  O ile historie opowiedziane w książkach wydawały mi się statyczne i nudne, o tyle w filmach opowieści te nabierały życia, dramaturgii i dynamiki. Łączył je wspólny, bardzo charakterystyczny  klimat. Kocham kino na podstawie prozy Austen do dziś. Dlatego  bardzo mnie cieszy wysyp tychże ekranizacji ostatnimi czasy.

                                       „Rozważna i romantyczna” 1995r.

   Ach, klasyka klasyki, rzec by się chciało. Pozycja idealna na początek przygody. Pominąwszy to, że książkowe panny Dashwood miały po kilkanaście lat, a nie pod trzydziestkę, jak może wskazywać oglądanie w roli Elinor Emmy Thompson - ekranizacja bardzo dobrze zrobiona. Thompson, jako autorka scenariusza doskonale sobie poradziła. Kate Winslet ze swoją piękną, pełną figurą doskonale wpasowała się w słodki ideał ówczesnych kobiet. Nawet Hugh Grant, który niepomiernie irytuje mnie swoją niewyraźną miną, nie przeszkadzał aż tak bardzo. No, i wspaniały Alan Rickman! Zarejestrowany dowód na taśmie, że ten człowiek, to nie tylko Snape z Harry’ego Potter’a (tak dla młodszych, którzy mogą kojarzyć tylko i wyłącznie z tej serii), ale i doskonały pułkownik Brandon. Cóż za mężczyzna!

                          

             Rozważna Elinor nie pozwoli zginąć romantycznej Mariannie.

   W 2008 roku BBC wyprodukowało również mini serial. Warto rzucić na niego okiem, choćby ze względu na Elinor, która została bardzo dobrze zagrana.

                                                    Perswazje 2007 rok.

   Ten film jest produkcją telewizyjną i może nie być znany szerszemu gronu widzów. Ja mam jednak do niego wielką słabość i jest jednym z moich ulubionych. Fabuła filmu traktuje o tym, jak szkodliwe dla naszego własnego szczęścia może być uleganie radom, co do których nie jesteśmy wcale przekonani. Najbardziej w tym filmie ujęło mnie to, co wielu zniechęciło – niezbyt spektakularna aparycja głównych bohaterów, z naciskiem na bohaterkę. Filmowa Anne w wykonaniu Sally Hawkins wygląda zwyczajnie, niepozornie i mało urodziwie. Nadaje to wielkiego realizmu filmowi, a identyfikacja z bohaterką – jeśli ktoś ma ku czemuś takiemu skłonności – idzie w tempie błyskawicznym. Drugą rzeczą, jaka mnie zachwyciła w tej ekranizacji jest oczywiście kapitan Wentworth. Jejku, co za kapitan! Zdecydowanie w czołówce moich kawalerów made in Jane Austen.
   Minus filmu – bark dbałości o realia. Całowanie się na środku ulicy w Anglii epoki empire? Niepodobna!


      Dumny pan Darcy? Uwodzący pan Willoughby? Uroczy pan Tilney?
             Wszyscy mogą buty czyścić kapitanowi Wentworthowi!

                                                    
                                            „Duma i uprzedzenie” 1995/2005

   Chyba najbardziej znane ekranizacje, chyba najbardziej znanej książki Jane Austen. „Dumy…” nikomu przedstawiać nie trzeba, prawda? W skrócie - historia nieuzasadnionych uprzedzeń panny Bennet i przesadnej dumy pana Darcy’ ego. Ekranizacji było wiele, ja skupię się na dwóch ostatnich: słynnym serialu BBC z równie słynnym Firth’ owskim panem Darcy’m i produkcji z 2005 roku z główną reprezentantką filmów kostiumowych ostatniej dekady – Keirą Knightely.
   Obie realizacje stoją na wysokim poziomie. To, że serial jest wierniejszy niż film jest oczywiste samo z siebie. Więcej taśmy – więcej scen. W mojej subiektywnej ocenie film z 2005 wygrywa na polu dramaturgii rozgrywających się wydarzeń. Może wynika to z tego, że scenarzyści popłynęli na falach wyobraźni i powsadzali do filmu sceny, jakich w książce nie ma i nie powinny się znaleźć ze względu na realia epoki np. wyznanie miłości przez pana Darcy’ego w strugach deszczu, między romantycznymi, klasycznymi kolumienkami, nocne wizyty starszych pań, spacery wczesnym rankiem w rozchełstanej koszuli. Mi prywatnie te porywy natchnienia u realizatorów nie przeszkadzały, ponieważ wzmacniały emocjonalny przekaz (zwłaszcza te rozchełstane koszule :p ) rozgrywających się wydarzeń. Jeśli jednak ktoś zwraca uwagę na zachowanie realizmu, to może się srodze zawieść. Dlatego „Dumę i uprzedzenie” z Keirą polecam oglądać z przymrużeniem oka. Seria z lat dziewięćdziesiątych ma klimat bardziej zbliżony do książek Austen. Jest statyczny, ułożony i wierny oryginałowi literackiemu.

   A teraz panowie Darcy. Darcy Colina Firth’a obrósł imponującą legendą i jest umiejscowiony na półeczce podpisanej „idealny, wręcz wybitny pan Darcy, którego prześcignąć jest rzeczą niemożliwą”. Owszem, ów arystokrata w wykonaniu Colina Firth'a jest fantastyczny, ale czy aż do tego stopnia? Czy znakomite odegranie tej postaci automatycznie dyskredytuje innych aktorów i – co za tym idzie – innych panów Darcy’ch? Według mnie to trochę niesprawiedliwe oceniać wykonania innych aktorów przez pryzmat tego, jak zagrał Firth. Każdy ma inną wrażliwość i ma prawo inaczej okazać „dumę”. Matthew Macfadeyn owszem, zamiast na dumnego, wyglądał bardziej na zasmuconego, ponurego, a w niektórych momentach nawet obrażonego. Ale mimo wszystko nie zasłużył na taką falę krytyki, jaka miała swego czasu miejsce.

   Filmy na postawie Jane Austen są tematem rzeką i można o nich spokojnie napisać obszerny doktorat. Cóż zatem może mój maleńki blog? Nawet liznąć tematu nie za bardzo jest w stanie. Wiem tylko, że niezwykła popularność tych produkcji odzwierciedla nasze małe, nieszkodliwe marzenia i pragnienie przeniesienia się choć na chwilę do świata, gdzie każda panna znajduje w końcu swego wymarzonego kawalera, a każdy kawaler ma możliwość pogalopowania na rączym koniu i bycia rycerzem dla swojej damy. Kto o tym nie marzy?

   Dlatego zachęcam do oglądania tych produkcji! A że czasem nie wpasowują się w realia epoki? Można przymknąć oko, albo…szczerze się pośmiać.












Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

       "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku.    Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Od...