piątek, 31 stycznia 2014

"Dom nad Zatoką" – dom na mieliźnie.


   
 Książka Debbie Macomber „Dom and Zatoką” miała być pierwotnie powieścią obyczajową. Miała być, jednak się nią nie stała. W sumie nie wiem nawet, jak określić i do czego przyporządkować to, co wyszło spod pióra tejże autorki.

  Powieść obyczajowa z założenia ma skupiać się na życiu, emocjach i przeżyciach bohaterów, z którymi – ze względu na ich dokładną głębię psychologiczną – czytelnik może się utożsamiać. To wszystko powinno być spięte starannie zarysowanym tłem społecznym i obyczajowością. Z założenia.

 Mamy tutaj kilka wątków. Głównym jest motyw problemów małżeńskich Cecylii i Iana. Świeżo poślubieni małżonkowie przeżywają poważny kryzys: krótko po ślubie umiera ich córeczka Alice. Z tą śmiercią, pogrzebem i żałobą musi sobie radzić sama Cecylia, ponieważ jej mąż – żołnierz marynarki – pełni służbę na łodzi podwodnej i nie ma bladego pojęcia o rozgrywającej się właśnie tragedii. Rozgoryczona tym faktem Cecylia postanawia złożyć pozew o rozwód. Miejscowa sędzina zaleca jednak wspólną terapię i daje im czas na rozwiązanie swoich problemów. Tak zaczyna się cała historia. W międzyczasie do akcji wkraczają inni bohaterowie: wspomniana wcześniej sędzina Olivia Lockhart i wątek jej znajomości z nowo przybyłym do miasta redaktorem naczelnym regionalnej gazety Jackiem Griffinem, jej córka Justine umawiająca się ze znacznie starszym mężczyzną, matka pani Lockhart zajmująca się tajemniczą skrytką pozostawioną przez jednego z sędziwych pacjentów domu starości, czy Grace, która nie może otrząsnąć się po nagłym zniknięciu męża.
  Nie będę tu opisywać każdej z tych historyjek, bo szkoda na to klikania. Powieść ma potencjał, jednak został on całkowicie zniweczony. 

  Książka została napisana w sposób nudny, sztampowy, byle jaki. Mamy tu same ogólniki, schematyczne zachowania. Postacie są płaskie, typowe. Olivia Lockhart jako sędzina jest oczywiście mądrą, zadbaną, opanowaną kobietą z klasą. Jej matka, Charlotte to pocieszna staruszka, która chce zeswatać swoją rozwiedzioną córkę. Amant, jak przystało na redaktora naczelnego jest błyskotliwy, obyty i przystojny. Justine to niebywale piękna kobieta, która w wieku 27 lat jest dyrektorem banku itd. Nie nabiedziła się autorka nad rysem psychologicznym swoich postaci, o nie. Dialogi są infantylne, sztuczne do bólu. Która matka, gdy jej dziecko zadzwoni i powie, że właśnie wzięło ślub z facetem po miesiącu znajomości (z przerwami, bo on łowi w międzyczasie ryby na Alasce), powie: „Och, kochanie, tak się cieszę!”. Zachowania bohaterów są irracjonalne, przykładowo: mąż Grace. Wiemy, że nie działo się dobrze w ich małżeństwie, ale już nie wiemy dlaczego. Jaka była przyczyna jego odejścia? Co było nie tak? Facet przez pół książki siedzi przed telewizorem z kwaśną miną, nagle znika i sayonara! Tyle go widzieliśmy!

    I tak cały czas.

 Powieść obyczajową, jeśli nie bohaterowie, to powinno ratować tło. Opis urokliwego miasteczka, zatoki, nad którą miejscowość leży, wiatru, kamieniczek. Niech czytelnik poczuje klimat miejsca, o którym czyta. Niech będzie ono jedyne w swoim rodzaju. Tymczasem „Dom nad Zatoką” oferuje nam jedynie opis kilku knajp, sądu i biblioteki.


  Ta powieść nie ma duszy.  Licząca niedużo stron wynudziła mnie śmiertelnie. Takim obyczajówkom mówię zdecydowane: nie!


Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

       "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku.    Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Od...