poniedziałek, 2 maja 2016

"Kiedyś wszystko sobie opowiemy" - kiedyś na pewno do tej książki wrócimy!


Daniela Kiren - "Kiedyś wszystko sobie opowiemy" .





   Debiutancka powieść niemieckiej pisarki Danieli Kiren. 

   Wydarzenia opisane w książce dzieją się w 1990 roku, w ważnych dla Niemiec czasach zjednoczenia NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej) i RFN (Republiki Federalnej Niemiec). Niedawne obalenie muru berlińskiego, polityczna odwilż, otwarcie sowieckiej części Niemiec na Zachód stanowi tło dla wydarzeń rozgrywających się w małej NRD - owskiej wiosce. Narratorką, jak i główną bohaterką jest szesnastoletnia Maria. Nie kończąc jeszcze szkoły, przeprowadza się na gospodarstwo swojego chłopaka Johannesa. Przeprowadzka, praca fizyczna i współistnienie w ściśle określonej hierarchii rodzinnej sprawia jej spore trudności. Sprawy nie polepsza jej pociąg do książek, który – wśród ludzi wsi – czyni z niej dziwadło. Życie u boku Johannesa i jego rodzinny powoli – mimo wszystko – nabiera rytmu, gdy na horyzoncie pojawia się Henner. Czterdziestoletni samotny sąsiad, porzucony przez żonę i nie stroniący od kieliszka. Maria nie wiedząc nawet, jak i kiedy nawiązuje z nim namiętny, chwilami brutalny romans, który ostatecznie będzie dla niej  bolesną bramą ku dorosłości. 

   Powieść napisana jest językiem bardzo oszczędnym, prostym. Odnosi się wrażenie, że istotnie opowiada to wszystko szesnastoletnia dziewczyna. Przy czym opowiada to tak, jakby minęły już lata, a emocje przygasły – co wcale nie znaczy, że straciły swoją moc. Opowiada sypiąc suchymi faktami z pamięci i między tymi wszystkimi słowami ostrożnie dawkuje przechowaną w sercu miłość. Prostota języka wydobywa z fabuły wszystko, co najistotniejsze. Sama historia nie jest oryginalna, ale właśnie sposób narracji broni „Kiedyś wszystko sobie opowiemy” przed melodramatyzmem i infantylnością.

   Romans Marii i Thorsten'a Hennera jest wątkiem głównym, prowadzącym. Początkowo namiętność osamotnionego mężczyzny i młodej dziewczyny bazuje głównie na pożądaniu. Z czasem rozwija się w coś więcej, wypełnia wszystkie braki: samotność u Hennera i brak normalnego dzieciństwa u Marii. Rozpoczynając romans żadne z nich nie myślało o przyszłości, o tym, czy ktoś się dowie, i - jeśli już - jakie będą tego konsekwencje. Bo na początku nie miało być żadnego dalej. Henner jest człowiekiem od wielu lat samotnym. Początkowo Maria jest dla niego, jak prezent od losu. Młoda dziewczyna, która potrafi go zaspokoić, zagłuszyć samotność i odrzucenie, któremu sam się poddał. W pewnym sensie ją wykorzystuje. Ani mu się śni burzyć jej związek z młodym Johannesem. Z czasem Maria staje się dla niego kimś ważnym, kimś z kim można spędzić resztę życia. Jest świadomy różnic, trudności. Kiedy dziewczyna chce z nim zamieszkać, mówi jej, żeby dokładnie to przemyślała. I chociaż Maria wydaje się być bardziej zaangażowana, to w ostatecznym rozrachunku najwięcej traci Henner. Maria  - z punktu widzenia moralności - postępuje źle. Okłamuje kochającego ją, choć nieco zajętego pasją fotografowania Johannesa, rodzinę, która przyjęła ją pod swój dach, własną matkę. Wie o niestosowności swojego zachowania, o jego nieprzyzwoitości. Jednak pociąg do Hennera, a później miłość stają się silniejsze. Zarówno on, jak i dziewczyna są pokaleczeni przez życie. Polityczna przeszłość Hennera, jego nieudane małżeństwo, trauma związana z matką, u Marii brak obecności ojca, pozostałości po młodzieżowej, komunistycznej indoktrynacji na obozach szkolnych, życie z matką, która nigdy do końca nie odnalazła się w wiejskiej społeczności, zbliża ich. Sprawia, że mimo różnicy wieku są w stanie siebie nawzajem zrozumieć.
   Obok wątku Marii i Hennera ważne jest tło. Ważne, bo uzupełniające cały pejzaż zakazanej miłości. Postacie drugoplanowe mają swoje historie, często nieszczęśliwe. Przewija się tutaj wątek prześladowań politycznych, aresztowań, rozdzielenia bliskich, obawy przed tym, co przyniesie zmiana ustrojowa. Do głosu dochodzi również konflikt pokoleń. Johannes nie chce pracować na roli, chce pójść na uczelnię artystyczną. Jego ojciec nie oponuje, ale jednocześnie intensywnie rozwija gospodarstwo, kierując uwagę i wzrok na rynek zachodni. Podoba mi się to, że cała historia rozgrywa się w zwyczajnym, wiejskim świecie. Bardzo dobrze znanym i bliskim polskim realiom. To nie musiały być Niemcy. Rzeczywistość przedstawiona równie dobrze mogła wydarzyć się w Polsce czasu reformacji ustrojowej 1989 roku. Wystarczyłoby zmienić Maryjkę na Marysię, a Thorstena na Tomasza. Sprawia to, że problemy bohaterów, ich egzystencja są bliskie, dobrze znane.

  Powieść bardzo mi się podobała. Poruszyła mnie. W tak skąpej ilości słów, w historii widzianej oczami nastolatki autorka przemyciła zadziwiającą ilość treści. Jest to historia o samotności, potrzebie bliskości, szukaniu własnej tożsamości zarówno osobistej, jak i tej grupowej, napisana w sposób bynajmniej nie płaczliwy. Mimo prostoty języka można tutaj znaleźć i kilka pięknych myśli. Post ten zakończę jedną z nich:

"Potem jednak myślę o mojej tajemnicy
i pojmuję, że istnieją rzeczy, które można opowiedzieć od razu,
inne muszą poczekać na swój czas, a jeszcze inne na zawsze
pozostaną niewypowiedziane."

Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

       "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku.    Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Od...