wtorek, 15 marca 2022

Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

 

 

   "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku. 

  Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Odpaliłam zaraz po Tudorach, chcąc mieć ciągłość historyczną. Po renesansie barok, dlatego "żegnaj Heniu, witaj Lucku". Seria dotyczy rządów legendarnego Króla Słońce, Ludwika XIV.

 

 


 A, oto i on, nasze niepodzielnie panujące słoneczko. Próbuje zrobić wrażenie i strzelać promieniami.

 

  Ku swojemu zaskoczeniu - wciągnęłam się bardzo! A byłam sceptyczna, byłam...nie powiem. Król jakiś taki niemęski, chuderlawy, bez ikry się wydawał. Niby w cholerę kasy na produkcję poszło, a jakoś nie widać. Żadnych konkretnych obrad, parlamentów (w zasadzie, to król rządził głównie przy pomocy jedynie DWÓCH ministrów), niedostatek statystów, intrygi mniej, niż misterne i tak dalej. A mimo to, do końca śledziłam z zainteresowaniem losy słoneczka i krążących wokół niego planet.

    Dwa pierwsze sezony nagrane zostały inaczej, niż trzeci. Zarówno pierwszy, jak i drugi prezentują się w przydymionych, wyblakłych kolorach, które nie eksponują bogactwa scenografii, a wręcz przeciwnie - spychają ją na dalszy plan. Odcinki pełne są królewskich wizji na jawie, mroku i symbolizmu, co znacząco spowalnia akcję. Wydaje mi się, że ktoś tu chciał być ambitny, ale co zrobić: seria musi na siebie zarabiać. Po pełnych koloru i przepychu Tudorach, czy innych tego typu produkcjach, widzowi ciężko zaakceptować inną koncepcję. Chcąc ratować serial, trzeci sezon zrobiono już "normalnie". Mamy kolory, bogactwo, życie dworskie bez zbędnych majaków na jawie i innych udziwnień. Zmiana kierunku serialu przyszła niestety zbyt późno, bo seria zniknęła z ekranów i tyle widzieliśmy Ludwisia i jego przybocznych. Niestety.

I teraz tak, seria całkiem okej, ale miała dość istotne słabe strony, czyli:

- wszystko poza Wersalem. No, bida, aż piszczy. Wszystkie sceny w Paryżu, to dwie ulice na krzyż. Eskorty możnych (nawet królowych) na drogach obstawione przez góra MARNYCH czterech muszkieterów, bez świty i fury bagaży, jak to powinno być. W ogóle ochrona Wersalu sprowadzała się do jednego, biednego Marchala i grupki patałachów w niebieskich pelerynkach.

- brak rozmachu w przyjęciach, uroczystościach. To były bardziej parapetówki u króla, niż bale.

- głupota i naiwność intrygantów. A już bunt Paryżan w trzecim sezonie, to level hard. Rwą się bezrozumnie do bitki w dwudziestu, a potem zszokowani, że jednak król ich o głowy skraca. Możni hugenoci to samo. Zamiast pomyśleć trochę i rozegrać sprawy inteligentnie (czyli, wyjechać zawczasu, albo uknuć PORZĄDNY spisek) to nie, buntują się jak małe dzieci, a potem płaczą w celi. I wtedy im świta w tych utrefionych główkach, że trzeba uciekać. Taaa...teraz, kiedy kluczyk do krat trzyma ktoś inny.

- sam król słabo zagrany. Przyzwyczaiłam się powoli, że to Atelstan z "Vikings" gra władcę, ale trudno było. No, nie ma w nim charyzmy. Być może rola taka, być może umiejętności. Zagrał tak, że był mi całkowicie obojętny, a jego rozterki interesowały mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg.

- madame de Maintenon, faworyta, a potem królewska małżonka. Ta kobieta zepsuła mi cały trzeci sezon. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo pałałam irytacją i niechęcią w stosunku do jakiejś postaci. Aktorka wykreowała tak odpychającą postać, że klękajcie narody. Już nawet de Montespan tak mnie nie odrzucała, a była z założenia złą, podłą intrygantką. Cathrine Walker stworzyła mdłą, nudną, dwulicową cnotkę - hipokrytkę. Ciężko było mi uwierzyć, iż król zdurzył się w niej po uszy. Koszmarna baba.

   No, i teraz plusy. Jest ich dużo, przeważają szalę na korzyść serialu.

- barwne trio: małżonkowie plus kochanek, czyli (Filip Orleański, Elżbieta z Palatynatu i Kawaler lotaryński). Kocham ich. Panów poznajemy, jako lekkomyślnych libertynów pławiących się w bezrozumnej, homoseksualnej rozpuście i zabawie. Przez trzy sezony obserwujemy, jak się zmieniają, dojrzewają i nabierają rozumu. Ich sceny są mistrzowskie, wprowadzają fantastyczny element komediowy (czego np. w Tudorach nie ma). Elżbieta, jako druga żona Filipa dołącza do nich nieco później i odnajduje się w całej tej sytuacji, akceptując rzeczy takimi, jakie są. Bardzo szybko nawiązuje więź z mężczyznami i stają się niezłym combo razem.

 


                                                      Co trzy głowy, to nie dwie.

 

- Filip Orleański, nad którym wszyscy tak się zachwycają. Fakt, w odróżnieniu od króla, jest postacią charyzmatyczną, wielowymiarową. Posiada charyzmę, której brakuje Ludwisiowi i zwyczajnie kradnie mu sceny. Wyróżnia się też niespotykaną urodą, co - nie oszukujmy się - ma znaczenie. Razem z królem wyglądają trochę jak europejscy "flower boys" z reklamy szamponów L'Oreal Paris. Bladolice, kobiece chłopaczki z burzą ciemnych loków (dobre peruki, nie powiem).

 

 


 Król wyjaśnia bratu, na czym polega włosowa pielęgnacja PEH i pokazuje jakim szamponem myje swe loki, żeby się za szybko nie przetłuszczały.

 

- postacie drugoplanowe. O to to, w książkach też tego szukam i wymagam - dobrych postaci drugoplanowych. Tu mamy kilka osób, które skutecznie zaciekawiają. Marchal, czyli szef królewskiej ochrony, tajemniczy człowiek, z jakąś tragiczną linią losu. Bontemps, wierny sługa króla. Ciekawe postacie kobiece: Claudine - młoda lekarka, Hugenotki Beatrice i Delphine, Maria Teresa Austriaczka - postać zdecydowanie tragiczna. Nadają serii głębi i wielowymiarowości.

- ciekawe rozwinięcie wątku człowieka w żelaznej masce. Inne spojrzenie na legendę. Szłam torem, jaki zawsze był wałkowany - że to brat bliźniak króla. A tu proszę, scenarzyści przedstawili zupełnie inną hipotezę.

- full wypas Wersalu w trzecim sezonie. Po zmianie koncepcji jest wszystko: kolory, złoto, ogrody. Widać, w co wpompowano tyle pieniędzy. Naprawdę uważam, że gdyby od początku tak go kręcono, to pociągnąłby jeszcze kilka sezonów.

   Ogólnie to polecam, dość fajna, przyzwoita seria.

 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Versailles. Prawo krwi - czyli bladolice chłopaczki w Wersalu.

       "Versailles. Prawo krwi" - superprodukcja francuska z 2015 roku.    Wyprodukowano jedynie trzy sezony, bo było za drogo. Od...