Odkąd pamiętam, zawsze książki, które raczyły wyjść spod
pióra Jane Austen niepomiernie mnie nudziły. Sięgnęłam po pozycję tej pisarki
pierwszy raz w liceum. Była to „Rozważna i romantyczna”. Jako że w wieku lat
szesnastu człowiek marzy o burzliwych i dramatycznych historiach miłosnych,
które chwytają tak za serce, że nie chcą puścić przez dobrych kilka miesięcy ( przykładowo: Wichrowe Wzgórza ) nic dziwnego, że proza Austen skutecznie mnie
usypiała. Oficjalny język, drętwe (w moim ówczesnym mniemaniu : ) ) dialogi i
nudna ciągnąca się nieskończenie fabuła sprawiły, że dygnęłam
uprzejmie przed pisarką i jej grzecznie podziękowałam. Oczywiście, teraz jest
inaczej. Dygnęłam znów przed panną Jane i ze skruszoną miną przysiadłam obok na
krzesełku, żeby posłuchać snutych przez nią historii. Ten post nie będzie jednak dotyczył
książek. Dlatego przeskakujemy do kolejnego akapitu.
W tych burzliwych, nastoletnich czasach proza
Austen mnie nie urzekła, zachwyciły mnie natomiast filmy robione na podstawie
jej powieści. Bardzo dziwna rzecz. O ile
historie opowiedziane w książkach wydawały mi się statyczne i nudne, o tyle w filmach
opowieści te nabierały życia, dramaturgii i dynamiki. Łączył je wspólny, bardzo
charakterystyczny klimat. Kocham kino na
podstawie prozy Austen do dziś. Dlatego
bardzo mnie cieszy wysyp tychże ekranizacji ostatnimi czasy.
„Rozważna i romantyczna” 1995r.
Ach, klasyka klasyki, rzec by się chciało. Pozycja idealna
na początek przygody. Pominąwszy to, że książkowe panny Dashwood miały po
kilkanaście lat, a nie pod trzydziestkę, jak może wskazywać oglądanie w roli Elinor Emmy Thompson - ekranizacja bardzo dobrze
zrobiona. Thompson, jako autorka scenariusza doskonale sobie poradziła. Kate Winslet
ze swoją piękną, pełną figurą doskonale wpasowała się w słodki ideał
ówczesnych kobiet. Nawet Hugh Grant, który niepomiernie irytuje mnie swoją
niewyraźną miną, nie przeszkadzał aż tak bardzo. No, i wspaniały Alan Rickman!
Zarejestrowany dowód na taśmie, że ten człowiek, to nie tylko Snape z Harry’ego
Potter’a (tak dla młodszych, którzy mogą kojarzyć tylko i wyłącznie z tej
serii), ale i doskonały pułkownik Brandon. Cóż za mężczyzna!
Rozważna Elinor nie pozwoli zginąć romantycznej Mariannie.
W 2008 roku BBC wyprodukowało również mini serial. Warto
rzucić na niego okiem, choćby ze względu na Elinor, która została bardzo dobrze
zagrana.
Perswazje 2007 rok.
Ten film jest produkcją telewizyjną i może nie być znany
szerszemu gronu widzów. Ja mam jednak do niego wielką słabość i jest jednym
z moich ulubionych. Fabuła filmu traktuje o tym, jak szkodliwe dla naszego własnego szczęścia może być
uleganie radom, co do których nie jesteśmy wcale przekonani. Najbardziej w tym
filmie ujęło mnie to, co wielu zniechęciło – niezbyt spektakularna aparycja
głównych bohaterów, z naciskiem na bohaterkę. Filmowa Anne w wykonaniu Sally
Hawkins wygląda zwyczajnie, niepozornie i mało urodziwie. Nadaje to wielkiego
realizmu filmowi, a identyfikacja z bohaterką – jeśli ktoś ma ku czemuś takiemu
skłonności – idzie w tempie błyskawicznym. Drugą rzeczą, jaka mnie zachwyciła w
tej ekranizacji jest oczywiście kapitan Wentworth. Jejku, co za kapitan! Zdecydowanie
w czołówce moich kawalerów made in Jane Austen.
Minus filmu – bark dbałości o realia. Całowanie się na środku
ulicy w Anglii epoki empire? Niepodobna!
Dumny pan Darcy? Uwodzący pan Willoughby? Uroczy pan Tilney?
Wszyscy mogą buty czyścić kapitanowi Wentworthowi!
„Duma i uprzedzenie” 1995/2005
Chyba najbardziej znane ekranizacje, chyba najbardziej
znanej książki Jane Austen. „Dumy…” nikomu przedstawiać nie trzeba, prawda? W
skrócie - historia nieuzasadnionych uprzedzeń panny Bennet i przesadnej dumy pana Darcy’ ego.
Ekranizacji było wiele, ja skupię się na dwóch ostatnich: słynnym serialu BBC z
równie słynnym Firth’ owskim panem Darcy’m i produkcji z 2005 roku z główną
reprezentantką filmów kostiumowych ostatniej dekady – Keirą Knightely.
Obie realizacje stoją na wysokim poziomie. To, że serial
jest wierniejszy niż film jest oczywiste samo z siebie. Więcej taśmy – więcej
scen. W mojej subiektywnej ocenie film z 2005 wygrywa na polu dramaturgii
rozgrywających się wydarzeń. Może wynika to z tego, że scenarzyści popłynęli na
falach wyobraźni i powsadzali do filmu sceny, jakich w książce nie ma i nie
powinny się znaleźć ze względu na realia epoki np. wyznanie miłości przez pana
Darcy’ego w strugach deszczu, między romantycznymi, klasycznymi kolumienkami,
nocne wizyty starszych pań, spacery wczesnym rankiem w rozchełstanej koszuli.
Mi prywatnie te porywy natchnienia u realizatorów nie przeszkadzały, ponieważ
wzmacniały emocjonalny przekaz (zwłaszcza te rozchełstane koszule :p ) rozgrywających
się wydarzeń. Jeśli jednak ktoś zwraca uwagę na zachowanie realizmu, to może
się srodze zawieść. Dlatego „Dumę i uprzedzenie” z Keirą polecam oglądać z
przymrużeniem oka. Seria z lat dziewięćdziesiątych ma klimat bardziej zbliżony do
książek Austen. Jest statyczny, ułożony i wierny oryginałowi
literackiemu.
A teraz panowie Darcy. Darcy Colina Firth’a obrósł
imponującą legendą i jest umiejscowiony na półeczce podpisanej „idealny, wręcz
wybitny pan Darcy, którego prześcignąć jest rzeczą niemożliwą”. Owszem, ów arystokrata w
wykonaniu Colina Firth'a jest fantastyczny, ale czy aż do tego stopnia? Czy znakomite
odegranie tej postaci automatycznie dyskredytuje innych aktorów i – co za tym
idzie – innych panów Darcy’ch? Według mnie to trochę niesprawiedliwe oceniać wykonania innych aktorów przez pryzmat tego, jak zagrał Firth. Każdy ma inną wrażliwość i ma prawo inaczej okazać „dumę”. Matthew Macfadeyn owszem, zamiast
na dumnego, wyglądał bardziej na zasmuconego, ponurego, a w niektórych momentach nawet obrażonego.
Ale mimo wszystko nie zasłużył na taką falę krytyki, jaka miała swego czasu miejsce.
Filmy na postawie Jane Austen są tematem rzeką i można o
nich spokojnie napisać obszerny doktorat. Cóż zatem może mój maleńki blog?
Nawet liznąć tematu nie za bardzo jest w stanie. Wiem tylko, że niezwykła
popularność tych produkcji odzwierciedla nasze małe, nieszkodliwe marzenia i pragnienie
przeniesienia się choć na chwilę do świata, gdzie każda panna znajduje w końcu
swego wymarzonego kawalera, a każdy kawaler ma możliwość pogalopowania na
rączym koniu i bycia rycerzem dla swojej damy. Kto o tym nie marzy?
Dlatego zachęcam do oglądania tych produkcji! A że czasem
nie wpasowują się w realia epoki? Można przymknąć oko, albo…szczerze się pośmiać.